Czy to już koniec zarazy? Niestety nie. Nie dzisiaj i nie w przyszłości. Wystarczy sięgnąć do niezawodnego Alberta Camus. Jego opowieść o zarazie kończy się tak: „Słuchając okrzyków radości dochodzących z miasta, Rieux pamiętał, że ta radość jest zawsze zagrożona. Wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach: że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony (…) i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.”
To o czym zapomnieliśmy to prosta zasada, że nasze „szczęśliwe miasta” nigdy nie mogą czuć się całkiem bezpiecznie. Nasza ludzka egzystencja jest krucha i nieustannie zagrożona. Nie powinniśmy się tego bać, ale też nie powinniśmy o tym zapominać. Powinniśmy być ostrożni ale nie za cenę naszego człowieczeństwa. Życie jest ciągłym ryzykiem, które pomimo to podejmujemy i nie ma powodu aby w przypadku zarazy było inaczej. Jeśli było coś w naszym niedawnym życiu niezwykłego to to, że zaraza zapomniała sobie o nas na tak długo. Prawie sto lat minęło od ostatniego razu kiedy niewidzialny wirusy zabijał ludzi. W tym czasie zdołaliśmy o wiele lepiej przygotować się na jego powrót. A pomimo to zapomnieliśmy, że żyjemy w niebezpiecznym świecie, w świecie który zabija bez powody i dlatego tym bardziej, właśnie teraz nie możemy rezygnować z tego co stanowi o naszym człowieczeństwie. Bycia razem z innymi, pomimo ryzyka, które to ze sobą niesie.