Jakość życia.

W „Podróżach Guliwera” Johnatana Swifta można znaleźć nie tylko opowieści o olbrzymach lub liliputach. Wśród wielu odwiedzonych przez tytułowego bohatera krain jest też miejsce zamieszkane przez Balnibardów, pośród których żyją Struldbrugowie czyli Nieśmiertelni. Rodzą się rzadko a przyjście na świat nowego nieśmiertelnego można poznać po okrągłym znamieniu nad lewą brwią. Guliwer zapytany podchwytliwie przez gospodarzy, co sądzi o nieśmiertelności, nie kryje swojego entuzjazmu. Perspektywa wiecznego życia wydaje mu się spełnieniem snu o nieskończonych możliwościach, jakie posiadanie nieskończonego czasu życia dałoby człowiekowi. Wreszcie gromadzenie bogactwa miałoby sens! – myśli bohater. Poznanie nauki, skazane na fragmentaryczność i skończony charakter, byłaby wreszcie możliwe w sposób całościowy! Wszystko to wydaje się Guliwerowi niesłychanie szczęśliwą perspektywą spełniania marzeń o nieskończoności. W historii o nieśmiertelności jest jednak jedno ale. Balnibardowie nie mówią Guliwerowi najważniejszego. Życie nieśmiertelne nie oznacza życia w sile wieku. Struldburgowie starzeją się jak normalni ludzie osiągając znany nam z bardzo podeszłego wieku stopień degradacji organizmu. Wypadają im włosy, tracą zęby, ich zdolności mentalne również ulegają daleko idącej erozji. Jedyne co ich odróżnia od śmiertelnych starców to to, że nie umierają. Ze względu na ich niedołęstwo prawo Balnibardów pozbawia ich po 80-tym roku życia wszelkiej własności i wszelkich praw. Pozostają pod opieką państwa, ale żyją poza marginesem społeczeństwa.

Dlaczego przytaczam tę historię? Wizja XVIII-wiecznego autora okazuje się być dziś prorocza. Współczesna medycyna oferuje przedłużenie życie ale od pewnego pułapu wiekowego nie poprawia już jego jakości. Powoli problemem nie staje się śmierć, ale jakość życie przed śmiercią. W wizji Swifta nieśmiertelni Struldburgowie pragną śmierci, która w ich sytuacji wydaje się być zbawiennym końcem życia, nie mającego już większego sensu. Podobnie dzisiaj, często jesteśmy w stanie przedłużyć życie ale nie jesteśmy w stanie dać mu jakiejkolwiek sensownej jakości. Nasi „nieśmiertelni” zmagają się z podobnym problemem jak ten z opowieści Swifta, mogą żyć, ale życie to bardziej przypomina samo trwanie bez jakiegoś istotnego sensu. Co dalej? Perspektywą jest omijane przez nas z powodów moralnych prawo do eutanazji. Precedens został już uczyniony. 10 maja 2018 roku w Bazylei w wieku 104 lat odszedł, po samodzielnym podaniu sobie środka Nembutal, David Goodall profesor Uniwersytetu w Perth (Australia). Naukowiec nie cierpiał na żadną chorobę ale ze względu na podeszły wiek poruszał się na wózku i był w znacznym stopniu niedołężny. Tak jak Struldburgowie starzał się ale nie umierał. Zadał sobie śmierć w Szwajcarii, ponieważ rodzinna Australia odmówiła mu prawa do eutanazji. Wybrał koniec, który jemu samemu wydawał się być raczej ulgą w trwającym bez żadnego sensu życiu. Dlaczego jest to precedens? Bo na dłuższą metę nie powstrzymamy tendencji do tego aby w sytuacji świadomej decyzji o odejściu z tego świata powstrzymywać kogoś, kto dla swojego trwania nie widzi już sensu ani celu. Będzie to zapewne kolejna zmiana, która spotka się ze sprzeciwem pewnej części społeczeństwa, ale realia społeczne nieuchronnie ją, wcześniej czy później wymuszą. Powinniśmy również oswajać się z myślą, że o wartości życia decyduje nie tylko jego długość ale przede wszystkim jego jakość.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń do góry