Wojna. Co dalej?

Już od ponad miesiąca żyjemy w wojennych czasach. Skończył się tak zwany „miodowy miesiąc”, czyli okres pierwszego zachłyśnięcia się nową rzeczywistością. Okres entuzjastycznej pomocy, pierwszego strachu, obaw czy aby wszystkie te tragedie, które obserwujemy tak blisko naszych granic, nie dotkną nas tu, gdzie żyjemy. Wojna zaczyna nam powszednieć i powoli przyzwyczajamy się do nowych, trudnych okoliczności. Ale tu pojawia się pytanie dręczące chyba nas wszystkich: co dalej? To w końcu mamy się czego obawiać czy nie? I jak dalej żyć? Oczywiście nie przepowiadam przyszłości, więc nie wiem na pewno, co się wydarzy, mogę się jedynie domyślać i wyciągać wniosku z tego co już się stało. Pierwsza dobra wiadomość jest taka, że nie sądzą, aby cokolwiek nam groziło ze strony Rosji. „Król jest nagi”, bardzo często posługiwano się ostatnio tym cytatem z baśni Andersena, aby zobrazować to, co stało się z postrzeganiem siły militarnej Rosji. „Druga armia świata” okazała się wydmuszką, niewiele warto na współczesnym naszpikowanym techniką polu walki. Jedyne co ratuje Rosjan to to, co zwykle, masa ludzka, ilość. Jakość armii, która w kilka dni miał podbić Ukrainę okazała się żenująco słaba. Oczywiście Rosjan nie należy lekceważyć, ale obawiać się ich, w starciu, na przykład, z siłami NATO, chyba nie należy. Druga dobra wiadomość jest taka, że jesteśmy na drodze do bezprecedensowego powstrzymania agresywnego państwa środkami handlowymi (bo chyba tak należy nazwać broń w postaci sankcji, jakimi tzw. zachód stara się powstrzymać agresora). Dlaczego jest to takie ważne? Z filozoficznego punktu widzenia państwa żyją w tak zwanym stanie natury. Jest to stan, w którym, teoretycznie, o decyzjach danego kraju decyduje tylko on sam. Jeśli więc suwerenne państwo z jakiegoś powodu zdecyduje się zaatakować sąsiada, nikt nie może go powstrzymać, o ile nie chce sam stać się stroną konfliktu. Państwa tzw. zachodu dobrze odrobiły lekcję, jaką stanowiła II wojna światowa. Bezpośrednie włączanie się w konflikt, jaki toczy się za nasze wschodnią granicą, może prowadzić do wojny światowej. Co w takim razie możemy zrobić, aby powstrzymać agresora? Zastosować sankcje gospodarcze. Nie uczestnicząc w konflikcie, po prostu odmawiamy handlu i jakichkolwiek relacji z państwem agresorem, próbując poprzez izolacje zmusić go do respektowania prawa międzynarodowego. Czy to przyniesie skutek? To jest to wielkie pytanie, które nad nami wisi. Jeśli cała ta operacja się uda to zostanie uczyniony wielki krok na drodze do trwałego (i pokojowego) porządku międzynarodowego. Stojące w kolejce do przejęcia Tajwanu Chiny, będą musiały dobrze sobie skalkulować, czy koszty gospodarcze nie sprawią, że cała operacja stanie się zbyt kosztowana i na dłuższą metę zgubna. I tu kolejna dobra wiadomość. Rosja jest na drodze do potężnego kryzysu gospodarczo-politycznego, Co z tego kryzysu się wyłoni, kompletnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tak czy owak epoka Putina się skończyła, a wojna w Ukrainie stanie się dla putinowskiej Rosji tym, czym była wojna krymska dla caratu – początkiem końca. Im dłużej Rosja sprzeciwia się wolnemu światu, tym większą ostatecznie cenę zapłaci za swoje zbrodnie.

Pomimo tych wszystkich stosunkowo optymistycznych przewidywań jest jedno, co nie pozwala nam spać spokojnie i pogodzić się z wszystkim tym, co dzieje się, niemal na naszych oczach. Jak wiele ludzi musi zginąć, jak straszne cierpienie musi kosztować, abyśmy znowu sobie przypomnieli, że przemoc i zniszczenie nie jest sposobem rozwiązywania konfliktów? Rosjanie najwyraźniej jeszcze tego nie wiedzą. Nie zostali, wszakże zreedukowani, tak jak Niemcy po II wojnie światowej. Ta kosztowna lekcja właśnie trwa i oby jak najszybciej się zakończyła.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń do góry