Czy ideał to rzeczywiście coś, czego powinniśmy pragnąć? Czy społeczeństwo pozbawione występku, próżności i egoizmu to coś do czego mamy dążyć? Zwykle nie kwestionujemy tego, że powinniśmy poprawiać relacje społeczne, zmierzając do stanu w którym, w społeczności w której żyjemy, będziemy czuli się całkowicie bezpiecznie. Bezpieczeństwo, o którym marzymy to oczywiście nie tylko brak strachu przed innymi ale także perspektywa opieki i pomocy, jeśli znajdziemy się w prawdziwych tarapatach. Mając do wyboru, na przykład, społeczeństwo amerykańskie i zachodnio-europejskie, kierując się taką optyką, zapewne wybierzemy to drugie. Ameryka hołdująca wciąż dosyć radykalnemu, z perspektywy europejskiej, modelowi liberalnemu jawi się nam, Europejczykom, jako społeczeństwo raczej stawiające na egoizm i ostrą rywalizację.
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Okazuje się bowiem, że można myśleć zupełnie inaczej. Jakie właściwie są powody, dla których moglibyśmy świadomie wybierać morderczą rywalizację, bezlitosną, rynkową konkurencję i rządy „niewidzialnej ręki rynku”, jak nazwał całe zjawisko samoczynnie regulującej się wolnorynkowej gospodarki, Adam Smith? Sporo na temat możliwej motywacji zwolenników liberalizmu gospodarczego mówi, powstała jeszcze w XVIII wieku, „Bajka o pszczołach” Bernarda de Mandeville’a. Mandeville był holenderskim lekarzem, który wyemigrował do Anglii i doskonale zaadoptował się do tamtejszej kultury gospodarczej. W 1705 roku wydał on poemat zatytułowany: „Brzęczący pień lub łotry stają się uczciwe”. Poemat ten przybrał później, w wersji rozszerzonej postać, wydanego w roku 1714 dzieła: „Bajka o pszczołach, czyli wady prywatne – zyskiem publicznym”. I wywołał prawdziwe trzęsienie ziemi w intelektualnych kręgach Wielkiej Brytanii i Europy. Treść wierszowanej bajki stanowi opowieść o pszczelim roju, który, chociaż działa prężnie i dynamicznie, gnębiony jest przez różne wady tworzących go jednostek. Mamy więc, jak w nowożytnym społeczeństwie ludzkim, pychę, chciwość, egoizm i wszelkiego rodzaju występek. Chociaż cechy te postrzegamy jako wady, Mandeville widzi je jako przyczyny społecznego dobrobytu. Aby zilustrować swoją tezę, w drugiej części swojej opowieści przedstawia sytuację, w której pszczoły ostatecznie zdegustowane amoralnością wielu jednostek, decydują się zmienić swój sposób postępowania i umoralnić cały rój, eliminując z niego wszelkiego rodzaju wady. Jak nietrudno się domyślić, posunięcie to doprowadza do upadku roju i końca pszczelej społeczności. Morał z tej historii jest taki, że to co tworzy dobrobyt społeczności to wady, a nie cnoty jednostek. To właśnie zbytek, chciwość i nieustanne pragnienie coraz to większych bogactw są motorem rozwoju. Społeczeństwo kierowane moralnością to społeczeństwo ascetyczne i wyzbyte konkurencji, społeczeństwo, które bardzo niewiele potrzebuje do przeżycia. W związku z brakiem wielu potrzeb, w takiej społeczności zanika też potrzeba ich zaspakajania, a co za tym idzie, skala działalności gospodarczej takiego społeczeństwa jest niewystarczająca aby przetrwało ono jako całość. Przede wszystkim zaś, w takim społeczeństwie brakuje nadwyżki produkowanych dóbr, co we współczesnej wersji jest świętą zasadą każdej gospodarki czyli „wymogiem wzrostu PKB”. Jeśli Mandeville ma rację, i jeśli społeczeństwo dobrobytu nie może funkcjonować bez zgubnego zatracania się w konsumpcji, to jest to dla nas współczesnych bardzo zła wiadomość. Brzmi ona mniej więcej tak. Aby wyrwać się z zaklętego koła walki o nieustanny wzrost, musimy całkowicie zmienić zasady funkcjonowania społeczeństwa, co więcej musimy się liczyć z tym, że w nowym społeczeństwie, o ile w ogóle ono przeżyje, żyło się nam będzie nieporównywalnie biedniej niż to ma miejsce obecnie. Czy jesteśmy gotowi na takie poświęcenie w imię przetrwania gatunku? A może w ogóle nie mamy wyjścia? Bo jeśli wierzyć Mandeville’owi do końca, to mamy dwie możliwości, obydwie, na dłuższą metę zgubne. Albo nie zmienimy nic i całkowicie zdegradujemy środowisko lub wyczerpiemy zasoby, co doprowadzi ludzki gatunek do zguby. Albo zmienimy się radykalnie, rezygnując z chciwości i coraz bardziej intensywnego wytwarzania, ale jeśli tak się stanie, społeczeństwo pozbawione motoru rozwoju, tak czy inaczej nie przetrwa. Jak na razie wytrwale realizujemy pierwszy scenariusz i nic nie zapowiada radykalnej zmiany naszych zachowań. A zatem jeśli ekolodzy mają racje szykuje się piękna katastrofa. Przyjmując teorię Mandeville’a za słuszną, raczej powinnyśmy próbować okiełznać istniejące mechanizmy niż próbować je radykalnie zmienić. Tylko czy w zrównoważonym społeczeństwie jakiego potrzebujemy przetrwanie gatunku jest możliwe?