Zeit.

Żyjemy w dającym do myślenia czasie. Stąd moja rekomendacja na coś do posłuchania, pooglądania i głębokiej, naprawdę głębokiej refleksji. Ale ostrzegam, muzyka to ciężka, treści trudne a przemyślenia z gatunku tych granicznych. Muzyczna filozofia, chciałoby się powiedzieć. A jak filozofia to tylko niemiecka. Czyli „Rammstein”. Pewnie słyszeliście już o niemieckim zespole heavy metalowym? Jeśli nie, to zobaczcie co robi grupa pod dowództwem Tilla Lindemanna. Od razu powiem, że zamykanie tego widowiska w szufladce muzyki metalowej to nieporozumienie. „Rammstein” już dawno rozsadził ramy gatunku i nie ma odpowiednika w świecie muzyki, ale nie tylko muzyki. Zresztą, gdyby chodziło tylko o muzykę nie zwracałbym wam głowy. Zaczęło się od teledysku do piosenki „Deutschland”. Nie sposób opisać czym jest ten… no właśnie. Film, etiuda filmowa, bo to coś znacznie więcej niż tylko teledysk. Arcydzieło muzyczno-filmowa, spektakl z pytaniem: czym są Niemcy? Nie wiem, jak to opisać. Stopień zespolenia obrazu z muzyką i tekstem osiągnięty w tym dziele jest niezwykły. Obraz jest mocny, ale równie mocno daje do myślenia, a w kolejnych scenach możemy odczytać wszystko, co najważniejsze w historii Niemiec. Od Teutoburskiego lasu do ataków RAF-u. Wydaje się, że zespół poszedł za ciosem i wyciągnął właściwe wnioski z milionowych odsłon teledysku, bo oto ukazał się nowa płyta zespołu zatytułowana wymownie „Zeit” (czas). Razem z premierą płyty w sieci dostępny jest nowy teledysk, film, małe arcydzieło pod tym samym tytułem: „Zeit”. Co prawda niemieccy muzycy nie zdołali podnieść poprzeczki wyżej niż w „Deutchland”, ale trzymają poziom równie wysoko. Powiedziałbym nawet, że momentami obraz przewyższa to, co słyszymy. „Zeit” to traktat o życiu i śmierci, z sugestywną i realistyczną sceną porodu (a właściwie porodów). Co jest początkiem a co końcem? Co nas czeka, gdy nadejdzie nasz czas? Nie będę zdradzał szczegółów, ale jeśli nie boicie się pytań o śmierć i życie to, to co zobaczycie da wam mocno po głowie. Czas jest zagadką i nijak nie umiemy przed nim uciec. Żyjemy zanurzeni w czasie, ale rzadko zastanawiamy się czym on sam właściwie jest? Ale dlaczego o tym wszystkim pisze? Bo „Rammstein” wzniósł się na poziom muzycznej filozofii. Bezkompromisowo stawia mocne pytania, nie boi się uderzyć widza w twarz. Czerpie z pop kultury, ale tworzy widowisko, które zmusza nas do zadawania pytań, których chcemy uniknąć, a które powinniśmy sobie zadać. Godny podziwu jest poziom artystyczny tego, co robi niemiecki zespół, zresztą ich koncerty już dawno przestały być tylko koncertami, a stały się niezwykle efektownymi spektaklami z precyzyjnie zaplanowaną scenografią i choreografią i słynnymi już efektami pirotechnicznymi. Porównując, teoretycznie bliski stylistycznie „Rammstein’owi” inny wielki zespół metalowy „Metallica”, ma się wrażenie, że Amerykanie nie mają nic ważnego do powiedzenia. Podczas gdy przekaz Niemców aż kipi od znaczeń, aluzji i niepokojących treści, chłopaki z Los Angeles coś tam pobrzękują na gitarach, melodyjnie, ale w zupełnie nieporuszający sposób. Nie mogę tu uniknąć porównań filozoficznych. To, co tworzy „Rammstein”, ma się do tego, co gra „Metallica”, tak jak filozofia niemiecka do amerykańskiej. Resztę dopiszcie sobie sami.

Uwaga! Oglądacie na własną odpowiedzialność!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń do góry